poniedziałek, 30 sierpnia 2010

O przywoływaniu słów kilka

Przywołanie - chyba najważniejsza w codziennym życiu komenda. A do tego jedna z najtrudniejszych do nauczenia.
Teoria brzmi raczej prosto - najlepiej zapinamy psa na linkę, do kieszeni wkładamy masę smakołyków i każde przyjście na zawołanie wielce nagradzamy. W sumie to i w praktyce stosowanie się do owej teorii, nie jest bardzo trudne, jeżeli człowiek potrafi być konsekwentny. Gorzej z tym, że nauczenie jej psa może trwać naprawdę masę czasu, a i tak rzadko kiedy możemy być jej pewni na 100%.

My z Shivą też przechodziłyśmy ( i pewnie jeszcze będziemy przechodzić) przez tą mordęgę. ;) Suka, owszem, zawsze wiedziała o co chodzi kiedy ja wołam "do mnie", ale tu tak ładnie pachnie, tam ptaszek, tam zajączek - no i jak tu się nie skusić?! Przez ostatnie miesiące byłyśmy na takim etapie, że teoretycznie mogłam ją spuścić - jak nie było nic interesującego, przybiegała od razu, jak pobiegła za jakimś zwierzem czy coś ciekawego wąchała, też prędzej czy później przybiegała.  No ale co to za przyjemność, same nerwy!
Dzisiaj odważyłam się ją spuścić i... Shiva naprawdę bardzo mile mnie zaskoczyła. ;) Owszem, zdarzyło się jej pobiec za ptakiem, ale po moim zawołaniu prawie od razu wróciła. Kiedyś tam ogłuchła na kilka sekund wąchając coś ładnego, ale zaraz przybiegła. Odbiegała daleko, byle sobie pohasać, ale na moje zawołanie momentalnie przybiegała. Ogólnie suka była naprawdę kochana i grzeczna. :)
Nie jest idealnie, ale sądzę, że z nią raczej nie będzie lepiej, a jeżeli, to mało. Zresztą, i tak jest wspaniale. :)

1 komentarz:

  1. Gratuluje! Z psem za schronu jest o tyle trudniej, że ma już swój wiek i nie boi się otoczenia. Ja też przez to przechodziłam i jakoś mi się udało ;)

    OdpowiedzUsuń